Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No tak, ja to zrobiłam!... Cóż w tem dziwnego? Nie chcę, żeby ci dokuczano ciągle od rana do wieczora. Wolę sama narazić się na niegrzeczność, byłeś ty mógł pracować spokojnie.
I śmiejąc się wesoło, opowiadała swoją wyprawę do Buscha, wejście do pokoju napełnionego brudnemi, pleśnią porosłemi papierami, brutalne obejście się z nią lichwiarza, który groził, że im nie zostawi ani jednej szmatki, jeżeli mu natychmiast nie zapłacą wszystkiego do ostatniego grosza. Najzabawniejszem było to, że ona doznawała szczególniejszego zadowolenia, rozmyślnie wyprowadzając go z cierpliwości i zarzucając mu nieprawne posiadanie tej wierzytelności, tych weksli na trzysta franków, która to suma urosła do siedmiuset trzydziestu franków piętnastu centymów przez doliczenie do niej kosztów. On sam najniezawodniej kupił te weksle w paczce makulatury lub ze staremi gałganami i zapłacił za nie najwyżej pięć franków. Busch trząsł się ze złości: przedewszystkiem te właśnie weksle kosztowały go bardzo drogo, a powtóre, czyż za nic się liczy stracony czas, podjęta praca, bieganina po całym Paryżu, aby znależć podpisanego na wekslach dłużnika, oraz inteligencya, jaką rozwinąć musiał w tej obławie? Czyż mu się nic za to nie należy?... Tem gorzej dla tych, którzy się złapać dali!... Ostatecznie jednak przyjął owe piędziesiąt franków, bo system ostrożności, którego się