Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wy armatnie grzmiały w Inwalidach, podczas gdy tłumy, cisnące się na plac wystawy, głosiły sławę wystawionych przez niemców olbrzymich armat Kruppa. Co tydzień niemal w Operze rzęsiście oświetlonej obchodzono jakąś uroczystość urzędową. Duszono się w kawiarniach, w restauracyach, w większych i mniejszych teatrach; wezbrany potok prostytucyi nie mógł już pomieścić się na chodnikach. Napoleon III chciał osobiście rozdać nagrody sześćdziesięciu tysiącom wystawców z uroczystością, która wspaniałością swą zaćmiewała wszystkie inne. Gwiazda chwały płonęła po nad Paryżem, bonapartyzm świetnym blaskiem zajaśniał, cesarz ukazał się w zwodniczej apoteozie, jako władca Europy, który przemawia ze spokojem sile właściwym i głosi pokój powszechny. Tegoż samego dnia doszła do pałacu Tuileres wieść o strasznej katastrofie meksykańskiej, o straceniu Maksymiliana, o nadaremnym rozlewie krwi francuzkiej i zmarnowaniu tylu kapitałów. Ukrywano przecież starannie tę wiadomość, aby dźwięk pogrzebowego dzwonu nie zamącił ogólnej radości w owym dniu wspaniałym, blaskami słońca promieniejącym.
A wpośród ogólnej tej szczęśliwości zdawało się, że i gwiazda Saccarda najjaśniejszem zapłonęła światłem. Teraz więc po tyloletnich trudach i usiłowaniach zdobył on fortunę, ujarzmił ją, uczynił własnością swoją żywą, dotykalną, którą rozporządzać i pod kluczem trzymać może!... Do-