Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Macquart podniósł głowę i spojrzał po obecnych, znów cmoknął językiem i postawiwszy kieliszek, rzekł jakby od niechcenia:
— Wszystko dobrze... Miałem o niej świeże wiadomości niedalej jak wczoraj. Ani jej gorzej ani lepiej, zawsze jedno i to samo.
Felicya spojrzała na mówiącego i nastąpiło milczenie. Zadanem wujowi pytaniem, Mouret naumyślnie dotknął najboleśniejszej rany rodziny Rougonów. Była to bowiem aluzyao dnosząca się do matki Piotra Rougona a zarazem Antoniego Macquarta, która od kilku lat zamkniętą była jako obłąkana w domu zdrowia w Tulettes. Dworek kupiony przez Rougona dla brata, był tuż w pobliżu leczniczego zakładu, można było przypuszczać, iż Macquart został osadzony w celu czuwania nad matką rodu.
— Zaczyna być późno, czas więc ruszać do domu — rzekł Macquart, wstając. — Trzeba, abym wrócił przed nocą do Tulettes. Mouret, słuchaj, mój kochany, a żebyś się tak kiedy wybrał do mnie?... Cóż ty na to?... Przecież obiecałeś odwiedzieć mnie temi czasy...
— Dobrze, wuju, i owszem, z miłą chęcią...
— Ale wiesz?... nie chcę, abyś kogokolwiek pozostawił w domu... musicie do mnie wszyscy przyjechać... Słyszysz?... Mnie nudno staremu tak zawsze siedzieć w pustym domu... Przyjedźcie więc, zgotuję wam obiad... zobaczycie, jaki paradny...
A zwróciwszy się w stronę Felicyi dodał: