Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zatrzymał się dla nabrania odwagi do wypowiedzenia rzeczy strasznych, jakie wiedział o nadzorcy wód i lasów. Wreszcie, spuściwszy oczy, rzekł głosem urywanym:
— Pan de Condamin nie liczy się z wyrażeniami, wprost rozpuszcza język zbytecznie... i to do tego stopnia, że pozwalam sobie posądzić go o brak zmysłu moralnego... Nikomu nie przepuści, każdemu łatkę przypnie, gorsząc tem ludzi statecznych i uczciwych... Wreszcie, mówią o nim, lecz doprawdy nie wiem, jak ci to powtórzę... otóż mówią o nim, że ożenił się nieszczególnie... bez należytego wyboru. Widzisz tę ładną, trzydziestoletnią kobietę, którą obstąpili mężczyźni?... To ona, to jego żona... Przywiózł ją do Plassans niewiadomo zkąd.. i niewiedzieć też jakim sposobem ta pani stała się z dniem każdym coraz potężniejszą osobistością... Wyobraź sobie, że tylko dzięki jej stosunkom pan de Condamin pozyskał legię honorową... wyrobiła takież zaszczytne odznaczenie dla doktora Porquier. Ma ona licznych i wpływowych przyjaciół w Paryżu... Lecz proszę cię, mój drogi, nikomu o tem nie wspominaj... mówię to wszystko tylko dla ciebie.. Bo pani de Condamin jest bardzo miła i uprzejma a przytem miłosierna i hojna... Bywam u niej czasami, otóż rozumiesz, że nie chcę, aby przypuszczał, że jestem w stanie mówić o niej rzeczy niezupełnie pochlebne. Jeżeli ma sobie coś to wyrzucenia to i tak cierpi, bo sumienie musi ją trapić... a my, księża, powinniśmy dopomagać jej do