Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że nic nie zaszło na wczorajszym wieczorze w salonie twojej matki... Otóż wiedzże, moja kochana, że o tem co tam zaszło, dziś gadają wszyscy, całe miasto aż się trzęsie! Co krok spotykałem człowieka, opowiadającego mi nowe szczegóły.
— Nawet nie domyślam się o czem ci opowiadali twoi znajomi — odrzekła zwolna, wszakże nieco zadziwiona.
— Nie wiesz i nie domyślasz się, bo już taka twoja natura... lecz o czemżeby mówiono, jeżeli nie o księdzu Faujas!... Ładnie się tam popisywał i ładnie go przyjęli...
— Co też ty mówisz, nie podobnego nie zauważyłam!
— Bo ty, moja kochana, nigdy nic nie widzisz! Ale ja wiem już teraz wszystko!... Czy wiesz co ten księżunio urządził w Besançon?... Otóż ani mniej, ani więcej, tylko udusił proboszcza a inni mówią, że fałszował podpisy!... Jeszcze ludzie dobrze nie wiedzą szczegółów, lecz znają fakty... Nic więc dziwnego, że wczoraj odwracano się do niego plecami... Podobno zieleniał ze strachu i ze złości... Radziłbym mu, aby sobie znalazł inną siedzibę, bo w Plassans już go znają i nic tutaj nie poradzi..
Marta pochyliła głowę nad robotą trzymaną w ręku i nie chciała wdawać się w sprzeczkę z mężem. Mouret chodził po pokoju wielce uradowany.
— W każdym razie wiem, że miałem racyę przypuszczając, że twoja matka coś z tym księdzem