Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siedzeniem, znów schodził na dół i zajmował się pielęgnowaniem ogrodu.
Marta zdawała się niewidzieć zmian zaszłych w wyglądzie i w usposobieniu męża. Całemi tygodniami nie mówili teraz do siebie. Bynajmniej tem niezdziwiona, pogrążała się we własnych myślach, obojętniejąc dla domu i rodziny. Panująca obecnie cisza zadawalniała ją w zupełności, chwilami zdziwiona, że nie słyszy gderliwego głosu męża, wmawiała w siebie, iż musiał i on znaleźć zadowolnienie i szczęście po za obrębem domu. Uspokojona podobnemi przypuszczeniami, uważała się za uprawnioną do życia na swoją rękę i pogrążała się coraz to głębiej w odrętwiające rozmarzenie. Gdy przypadkowo podczas obiadu spotkała wzrok męża, patrzącego na nią jakby na nieznaną sobie osobę, uśmiechała się do niego, nie dostrzegając zapuchniętych, czerwonych jego powiek i łez w oczach.
W dniu, w którym Sergiusz, zdrów już zupełnie wstąpił do seminaryum, Mouret spędził dzień cały w opustoszałym domu w towarzystwie Dezyderyi. Teraz on jej dozorował i bawił jak umiał. Dezyderya miała obecnie rok szesnasty, lecz umysł jej pozostał nierozwinięty. Trzeba było ją pilnować jak kilkoletnie dziecko, by nie wpadła do wody napełniającej basen w ogrodzie, lub nie podpaliła domu, bawiąc się zapałkami. Gdy wróciwszy z miasta, Marta weszła do domu, zastała wszystkie drzwi otwarte i głuchą ciszę w pokojach. Dom