Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stały więc tylko ona i Marta. Proboszcz stukał coraz gwałtowniej w drewniane ściany konfesyonału, widocznie gniewał się, że te panie każą mu czekać.
— Niechaj pani przerwie modlitwę, bo to pani kolej... ja przyszłam ostatnia — rzekła pani de Condamin do Marty, której nie poznała.
Ta zwróciła głowę i ukazała twarz nerwowo skurczoną, bladą skutkiem jakiegoś głębokiego wewnętrznego wzruszenia, zdawało się, że nie zrozumiała słów do siebie wyrzeczonych, nagle będąc zbudzoną z ekstazy. Patrzała z osłupieniem, mrugając silnie powiekami.
Ksiądz Faujas gwałtownie uchylił drzwiczki konfesyonału, powtarzając szorstkim głosem:
— Proszę, proszę prędzej...
Pani de Condamin wstała z właściwą sobie uprzejmą gracyą i pośpieszyła na to wezwanie; Marta, zobaczywszy, że to ona szybko powstała z miejsca i weszła za nią do kaplicy, rzucając się na kolana o parę kroków od konfesyonału.
Pani Paloque bawiła się wybornie, oczekiwała teraz, by te dwie penitentki zaczęły sobie przymawiać pomimo niewłaściwości chwili i otoczenia. Marta, klecząc tak blizko, musiała słyszeć spowiedź pani de Condamin, która miała głos cienki i donośny jak złoty dzwonek. Grzechy swe wypowiadała szybko, papląc prześlicznie, jakby dla zabawienia gościa przyjmowanego w buduarze, konfesyonał napełnił się jej głosem, ruchami a na-