Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

groźna zapowiedź, której doniosłości Marta dobrze nie znała, przeraziła ją, do najwyższego stopnia i dodała odwagi do stanowczego wystąpienia przeciwko oburzającej oszczędności męża. Wieczorem więc zażądała owych pięciuset franków. A gdy Mouret spojrzał na nią osłupiałym wzrokiem, zaczęła mówić o pierwszych piętnastu latach wspólnego ich pożycia, gdy zajmując się handlem w Marsylii, całe dnie spędzała w sklepie, bezustannie zapisując i obliczając w regestrach, które utrzymywała w porządku, oszczędzając mężowi kosztów utrzymania specyalnego urzędnika.
— Majątek uzbieraliśmy wspólną pracą, zatem na równi do nas należy... Powtarzam, potrzebuję pięciuset franków.
Wyprowadzony z cierpliwości, Mouret uniósł się gniewem, odzyskawszy dawną wielomówność na wyrażenie swej złości.
— Pięćset franków! Ona potrzebuje pięciuset franków! Zapewne chcesz je podarować swojemu księdzu?... Cóż ty sobie myślisz, że ja się niczego nie domyślam, dla tego, że ci wprost tego nigdy dotąd nie mówiłem?... Udaję głupca i milczę, bo za wiele miałbym do gadania. Lecz radzę ci: nie wyobrażaj sobie, że jesteś tyle zręczną, byś wszystko zdołała ukryć przedemną! Pięćset franków! Dla czegóż nie żądasz więcej?... Dla czego nie ofiarujesz mu domu, w którym mieszkamy?... Prawda i to, że jest on tutaj zupełnie jak u siebie... Ale teraz zachciało mu się czegoś więcej: chce od ciebie