Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zaraz, zaraz, niechaj pan poczeka, przyjdzie i na to kolej, pierwej jednak muszę przecież dokończyć co zaczęłam.
I chwilkę poczekawszy, Róża mówiła dalej, z wielkim spokojem:
— Powoli doszła rozmowa do tego, czego chciałam. Zaczęłam opowiadać starej o nas wszystkich, wiedząc, że tym sposobem i ona będzie musiała powiedzieć coś o sobie i o swoim synu. Więc najpierw powiedziałem jej, że pan się nazywa pan Franciszek Mouret. Że pan był kupcem w Marsylii, i że tam pan zrobił duży majątek, sprzedając wino, oliwę i migdały. Zwróciłam jej uwagę, że po uzbieraniu pieniędzy słusznie pan zrobił, przenosząc się na mieszkanie z Marsylii do Plassans, bo to mniejsze miasto, spokojniejsze, wreszcie, że pana skłoniła do tego okoliczność, iż familia pani pochodzi z Plassans i tutaj dotychczas stale mieszka. Już nie potrafię słowo w słowo powtórzyć wszystkiego, lecz znalazłam jakiś sposób, aby ją powiadomić, że pani była kuzynką pana i że obecnie pan ma lat czterdzieści a pani trzydzieści siedem. Nadmieniłam, bo to nigdy nie zawadzi, iż państwo zgodnie z sobą żyją w małżeńskim stanie, tak dalece, że nawet na muzykę państwo nie chodzą w aleję Sauvaire. Powiedziałam, tak jak wiem i tak jak widzę. Moja stara słuchała tego wszystkiego z wielką przyjemnością i często potakiwała mi, powtarzając: „tak, tak“, oh, mogę pana zapewnić, iż wcale jej nie było pilno. Gdy się zatrzy-