Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kle okiennice, przysuwał fotele, okazując przesadzoną gościnność.
— Przepraszam najmocniej za kurz, który wszędzie widzę, lecz Róża rzadko tutaj sprząta, my tak mało mamy okazyi przyjmowania wizyt w salonie! Przepraszam... bardzo przepraszam za ubóstwo naszego domku... Nie wszyscy przecież mogą sobie pozwolić na wykwintne salony! Niekażdego stać na zbytki!
Felicya dławiła się ze złości. Przez chwilę po patrzała na zięcia i blizką była wybuchu, lecz się pohamowała i, opuściwszy powieki, rzekła uprzejmie:
— Byłam z wizytą w waszem sąsiedztwie u pani de Condamin, skorzystałam więc z okazyi, by wstąpić do was. Cóż u was słychać?... jakże dzieci? Czy zdrowie wam służy?...
— Tak, wszyscy jesteśmy zdrowi — odpowiedział Mouret, zadziwiony tą uprzejmością.
Felicya, chcąc widocznie utrzymać rozmowę w tym duchu, nie dała zięciowi czasu na wypowiedzenie drugiego zdania, które najniezawodniej byłoby nacechowane zwykłą złośliwością i zwróciwszy się szybko w stronę; Marty, zaczęła ją wypytywać o drobne sprawy domowe, zwłaszcza o dzieci, ubolewając nadtem, że tak rzadko widuje u siebie, swoją córeczkę i kochane wnuczęta“. Taka byłaby szczęśliwa mieć ich częściej dokoła siebie! Wreszcie dodała jakby od niechcenia: