Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na. Domyślam się wybornie, co pana sprowadza... Cóż, obrzydliwa historya, ta sprawa Simona! Ze jest niewinny, to pokazuje wściekłość, z jaką go prześladują... Jestem po waszej stronie, całem sercem z wami.
Uszczęśliwiony dobrem przyjęciem, oświadczył Marek zaraz, że przychodzi prosić o jego pomoc, tak przecież potężną. Da się chyba coś zrobić, niepodobna dopuścić, aby sądzono i skazano niewinnego.
Lemarrois przerwał mu, wznosząc ręce do góry:
— Działać... zapewne, że należałoby działać... Tylko, co zrobić z opinią publiczną, kiedy cały departament tak wzburzony?... Pojmuje pan, że położenie polityczne staje się coraz trudniejszem. A tu wybory ogólne wypadają w maju, już za dziewięć miesięcy. Czy pan zdaje sobie sprawę, do jakich jesteśmy zmuszeni ostrożności, jeżeli nie zechcemy doprowadzić do upadku republiki?
Twarz mu nagle spochmurniała. Usiadł, bawiąc się kościanym nożem. Wyznawał, jak się boi rozdrażnienia panującego w całym departamencie, gdzie socyaliści rozwijali wielką działalność i zdobywali coraz więcej zwolenników. Nie obawiał się ich właściwie, bo żaden kandydat socyalistyczny nie miał widoków powodzenia; jeżeli jednak przy ostatnich wyborach przeszło dwóch zachowawców, z których jednym był Sangleboeuf, tak zwany „sojusznik republiki“; to stało się jedynie dzięki