Strona:PL Zola - Prawda. T. 1.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sprawa Simona prześladowała Marka ciągle, gdyż nie przestawał się nią zajmować. Przysiągł sobie, że nie spocznie, dopóki nie odkryje prawdziwego winowajcy i dotrzymywał słowa, kierowany bardziej jeszcze namiętnością, niż poczuciem ścisłego obowiązku. Jak tylko miał we czwartek wolne popołudnie, biegł do Maillebois odwiedzić Lehmanów w ciemnym, ponurym sklepie, przy ulicy du Trou. Skazanie Simona spadło na nich, jak uderzenie piorunu; nienawiść powszechna wykreśliła z liczby żyjących nietylko rodzinę skazańca, lecz jego przyjaciół a nawet znajomych, którzy pozostali mu wiernymi. Cała klientela opuściła żydowskiego krawca i lękliwy Lehman wraz z żoną byliby, w tak rozpaczliwej rezygnacyi, umarli z głodu, gdyby nie znaleźli taniej roboty do wielkich składów w Paryżu. Nadewszystko jednak, żona Simona, zbolała Rachela, oraz jej dzieci, Józef i Sara, ciepieli okropnie z powodu dzikiej nienawiści, która ich otaczała. Dzieci nie mogły chodzić do szkoły, gdyż towarzysze lżyli ich i rzucali kamieniami, tak, że raz chłopiec przyszedł z rozciętą wargą. Matka, przybrana w żałobę, jeszcze piękniejsza w wiecznie czarnej sukni, po całych dniach płakała i wyglądała cudownego jakiegoś ratunku. Śród całego opustoszałego domu, śród beznadziejnego smutku, jeden tylko Dawid nie upadał na duchu; milczący a czynny, ciągle poszukiwał i nie tracił nadziei. Postanowił sobie nadludzkie zadanie ocalenia i zrehabilitowania brata; widząc go po raz ostatni, przysiągł,