Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głowę, kryła twarz na ramieniu przyjaciółki, jąkając w pośród łez:
— O! jakaś ty niedobra, że mówisz jeszcze o tem?... Wszak przyrzekłyśmy sobie, że nigdy już o tem mowy nie będzie... nigdy!... Odeślij mnie do domu raczej natychmiast, a nie czyń mi tak wielkiej przykrości.
Napróżno Paulinka starała się ją uspokoić.
— Nie — wołała płacząc — ja dobrze rozumiem! Podejrzewasz mnie znowu. Czemuż więc mówisz mi o jakiejś tajemnicy? Nie mam tajemnic przed tobą i robię wszystko co jest w mojej mocy, abyś mi nic zarzucić nie mogła. Nie moja wina, jeśli się zdarzy czasem coś, co cię może niepokoić, ja czuwam nad sobą, jakkolwiek ci się to może nieprawdą wydawać, co mówię, a jednak tak jest... czuwam nad sobą, nad każdym ruchem moim, nad każdym gestem, nawet nad śmiechem moim... A jeśli mi nie wierzysz!? o Boże!... jeśli mi nie wierzysz, to pojadę sobie, pojadę natychmiast!
Były same, wobec olbrzymiej nieskończonej przestrzeni. Sad, palony gorącym powiewem wiatru zachodniego, rozciągał się u ich stóp jak grunt nieuprawny, a poza nim morze zostawiało swą nieskończoność.
— Ależ słuchaj mnie uważnie, drogie dziecko! — wołała Paulinka — ja ci żadnych nie robię wyrzutów, przeciwnie chciałabym cię uspokoić, upewnić... swobodną uczynić!
I biorąc ją za szyję, zmusiła ją do podniesienia oczów, a patrząc w nie, rzekła łagodnie jak matka pytająca córki o tajemnicę jej serca.
— Kochasz Lazara? nieprawdaż?... I on ciebie kocha? Ja wiem...
Krew cała zbiegła do policzków Ludwiki. Drżeć peczęła coraz bardziej, chciała się wyrwać z jej objęć i uciec.
— O Boże mój! jakże nieszczęsną jestem, że mnie zrozumieć nie możesz — mówiła dalej Paulinka. — Czyżbym rozpoczynała rozmowę w takim przedmiocie, jedynie dla tego, żeby ci przykrość zrobić, żeby cię niepokoić? Kochacie się, nieprawdaż... No, a więc, chcę was pożenić!... Pobierzecie się, to przecież rzecz bardzo prosta.