Strona:PL Zola - Rozkosze życia.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

otworzył nakoniec drzwi, zatrzymał się jeszcze chwilę na progu dla przepuszczenia pierwszych kłębów dymu, które cała masą w twarz mu buchnęły. Nigdy nie okazał tyle zimnej krwi i spokoju, działał jakby przez sen, z pewnością ruchów, zręcznością i ostrożnością, które się nagle w chwili niebezpieczeństwa zrodziły. Pochylił głowę i zniknął.
— Boże mój, Boże!... — powtarzała Paulinka rozpaczliwie, nie mogąc wymówić nic więcej.
Gestem bezwiednym złożyła ręce i ścisnęła je tak, że omal nie popękały, podnosiła je i opuszczała w ciągłym ruchu, jak to czynią chorzy w chwilach wielkiego bólu. Dach trzeszczał, w niektórych miejscach już się zapadał, on nigdy nie zdoła wydobyć się stamtąd. Doznawała wrażenia jakby wieczności, zdawało jej się, że on jest tam w tym ogniu już czasy nieskończone. Na ziemi siedząca kobieta nie krzyczała już z oczyma pełnemi przerażenia, ogłupiała wpatrywała się w drzwi, przez które jakiś pan wszedł tam wewnątrz.
Nagle rozległ się krzyk straszny. Wydała go Paulinka z głębi serca, niechcący, bezwiednie, w chwili gdy reszta palącej się słomy zapadła się między mury dymiące.
— Lazar! — krzyknęła.
W tejże chwili on stanął we drzwiach, z włosami zaledwie opalonemi, rękami lekko tylko oparzonemi i gdy w ręce kobiety złożył dziecko wydzierające się i płaczące, prawie, że się rozgniewał na kuzynkę.
— Cóż takiego!? Czego krzyczysz!?... Czego się też zaraz wzruszasz niepotrzebnie!
Rzuciła mu się na szyję, zanosiła się od płaczu w tak wielkim rozstroju nerwowym, iż obawiając się, żeby mu na rękach nie zemdlała, musiał ją posadzić na kamieniu omszonym, o studnię spalonej chaty opartym. Teraz i on sam, chłonąc z chwilowego tego natężenia — słabł. Przy studni stał ceber, zimnej wody pełen, w którym umoczył ręce. Zimno to przyprowadziło go niejako do przytomności, do naturalnego stanu i teraz zadziwił się swojemu czynowi. Jakto! więc on był w tych płomieniach!? Było to jakby zdwojenie jego własnej istoty, widział się sam wyraźnie wśród tego dymu, działającego ze zwinnością