Przejdź do zawartości

Strona:PL Zygmunt Miłkowski - Sylwety emigracyjne.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go i chleba dużo — dużo dlatego, że dzielił się nim z myszami, osłaniając przez to książki przed ich żarłocznością.
Gdyby nie książki, z pewnością mieszkałby kątem, jeżeli nie w beczce wzorem Diogenesa. Dla książek potrzebował mieszkania obszernego. Zajmował apartament na pierwszem piętrze, na którem obszerny, frontowy od ulicy pokój, obstawiony półkami, był jego biblioteką podręczną. Pokój mały służył mu za sypialnię. We wchodowym pracował i gości przyjmował.
Słabą w nim, ujemną stronę stanowiło ochędóstwo. Czasu nie miał myśleć o niem. Maryanna chwaliła się opieraniem go i utrzymywaniem mieszkania w czystości. Jedno i drugie bardzo, bardzo dużo do życzenia pozostawiało. Do czuwania nad nim potrzebną była jakaś Maryanna specyalna, któraby mu matkowała. Brak takiej przy nim kobiety to sprawił, że gdy na wieść o chorobie jego dr. Seweryn Gałęzowski z Paryża do niego pośpieszył, znalazł ciało jego okryte ranami, przez brud powyżeranemi. Nie dbał o siebie, w czem podobnym był do tych z wieków średnich świętych, co ciało nędzną zwąc lepianką, za życia je robactwu na pastwę oddawali. W lepiance lelewelowskiej piękna, świetlana mieszkała dusza — dusza mędrca, wyznawcy w słowie i czynie prawdy i sprawiedliwości.