Przejdź do zawartości

Strona:Pedro Calderon de la Barca - Kochankowie nieba.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KLAUDJUSZ.

Idź sobie!

ESKARPIN.

I ta nieskładna?
Bo też to nie bajka żadna...
Nie warjat, owszem uczony...

KLAUDJUSZ.

Milcz, bo przypłacisz żywotem!

ESKARPIN.

Słuchaj wprzód, zabijesz potem.

KLAUDJUSZ.

Precz! gdy mi ból serce krwawi
On mię błazeństwami bawi!

(odchodzi.)
ESKARPIN.

Bajka jest, słuchaczy nie mam.
Nie! nie! ja tak nie wytrzymam.
Hej! hej! kto żyje! panowie!
Mam bajeczkę co się zowie!
Pewien... ach! — już ani słowa!
Bajka znikła, cichnie mowa,
Bo to on z Darją przybywa,
I zazdrość moja straszliwa.

(odchodzi.)