Przejdź do zawartości

Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
HENRYK.

Powtarzam raz trzeci.
Czytałeś pan o czajce, bajeczkę dla dzieci?
Ja nie chcę brać za pióro przymuszoną dłonią,
Ja nie chcę gonić natchnień...


CZCIONKA.

To niech pana gonią!
Zresztą... poco te żarty?... mnie oczy nie mylą:
Oto w pańskiem mieszkaniu, kiedym był przed chwilą,
Spojrzałem... broń mię Boże!... bez żadnej rachuby...
I widziałem na stole jakiś poszyt gruby.


HENRYK.

Nic tam z tego poszytu obcy nie skorzysta:
To prosty mój pamiętnik... to rzecz osobista,
To pismo nie dla druku, nieprzedażna praca.


CZCIONKA (na stronie).

Hm... autobiografia... to dobrze popłaca;
Można wydać z portretem...

(Głośno:)

Pan dobrodziej mówi.
Że swój teraz poświęca czas pamiętnikowi;
O czem to, proszę pana?


HENRYK.

O wszystkiem, mój panie.


CZCIONKA.

W rodzaju fantastycznym?...


HENRYK.

Mniejsza o nazwanie.
Skupiam wrażenia życia, rozkosze i ciernie.
Ręka drży mi, gdy piszę, a maluję wiernie;
Bo tu każdy obrazek, jak się w głowie kręci,
Rys po rysie przenosząc, maluję z pamięci.
Życie, to rzecz ciekawa, kto je pilno zbada:
W powszednich jego chwilach jest dramat nielada,