Przejdź do zawartości

Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Świat orłowi w ręce klaska,
Że odsłonił widok słońca.

Ludzie dziwią się nieczuli:
Skąd się tyle siły wzięło?
To wróżbiarki leśnej dzieło —
Cześć zozuli! cześć zozuli!
1856.


DO WINCENTEGO KOROTYŃSKIEGO.
(Przy wydaniu „Czem chata bogata”).

Idź, młody piewco! leć, młody ptaku!
Niech się twój zapał co chwila budzi:
Śpiewać w litewskich piewców orszaku,
To znaczy śpiewać dla dobrych ludzi.
Kochać tych ludzi — serca nie szkoda,
Śpiewać — nie szkoda piersi młodzieńczej;
Bo każda nuta, co się im poda,
Zaraz w ich sercach mile oddźwięczy.
Ja znam te serca! trafisz najprościej
W duszę słuchacza, sąsiada, brata,
Jeno kołataj w imię miłości,
Postaw: czem chata twoja bogata.
A nie pogardzą twoją chudobą,
Przyjdą gromadnie do twego stołu,
I chleb duchowy rozłamią z tobą,
I łzę wyleją z tobą pospołu.
Śmiało się, grajku, spuść na ich serca!
Nie ogadają twojego chleba,
A choć się znajdzie jaki oszczerca,
To się i o to troszczyć nie trzeba;
Bo ten lud Boży tak go zasyczy,
Że sam odwoła słowa goryczy.
O serca Litwy, jakby o ścianę,
Krzepko oparty, przypatrz się nieco,
A piosnki twoje, wiatrem rozwiane,