Strona:Robert Louis Stevenson - Djament radży.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Hill; mógł przejść przez park, omijając ludne aleje. Podziękował Bogu, że było jaszcze dość wcześnie.
Chcąc się prędzej pozbyć dręczącej go zmory, przyśpieszył kroku, przeszedł już część Rensington Garden, gdy w odludnem miejscu wśród drzew zetknął się z jenerałem.
— Przepraszam, sir Thomas — rzekł Harry grzecznie, zbaczając z drogi, bo jenerał stał pośrodku ścieżki.
— Dokąd pan zdąża? — spytał jenerał.
— Przechadzam się na świeżem powietrzu — odrzekł chłopak.
Jenerał dotknął pudełka laską.
— Z tem pudełkiem? Pan kłamie i pan wie, że pan kłamie.
— Naprawdę, sir Thomas — odparł Harry, — nie jestem przyzwyczajony, by się do mnie zwracano w ostry sposób.
— Pan nie rozumie swego stanowiska — rzekł jenerał, — jesteś pan tylko moim służącym i to służącym, co do którego powziąłem poważne podejrzenia. Kto wie, czy to pudełko nie jest pełne łyżeczek od herbaty?
— Jest w niem cylinder mego przyjaciela — powiedział Harry.
— Bardzo dobrze — odparł jenerał, — w takim razie chcę zobaczyć cylinder tego przyjaciela. Interesują mnie bardzo kapelusze — dodał szyderczym głosem, — a wiadomo panu, jak sądzę, że jestem stanowczy.
— Przepraszam, sir Thomas, bardzo mi przykro — wymawiał się Harry, — ale jest to sprawa osobista.
Jenerał, groźnie podnosząc laskę, chwycił go brutalnie za ramię. Harry poczuł się zgubiony, Ale