Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzył z radością, niemal ze czcią na Dobosza. Mądry starzec poznał teraz, kim był Dobosz.
Cisza była na podwórkach zamkowych. Opryszki naładowawszy bordiuhy dukatami, stali przy koniach wraz ze zwolnionymi więźniami, czekając niecierpliwie. Panowie rozbrojeni, z zawiązanymi oczyma, strzeżeni, i ludzie załogi zamkowej, leżący na brzuchach i spętani, omdlewali z przerażenia, nie wiedząc co ich czeka. Tym większym strachem napawała ich ta cisza. Tylko cygan przechera, towarzysz Dobosza snuł się, biegał po całym zamku i co mógł pchał do bordiuha. A młody Dobosz, watażko zbójników czarnohorskich, nie wiedząc, gdzie się znajduje, zatopiony w zadumie siedział przed czarodziejskimi ptakami.
W końcu odnalazł go Dżemyga i ocucił obu: Dobosza i starca. — Hola, nie drzemcie! Wstawajcie panowie watażkowie! Cóż to was opijaniło za wino? Za godzinę wojsko z Szatmaru tu stanie.
Ocknął się Dobosz zdziwiony. Ale już za chwilę zagrał róg doboszowy na podwórzu. Z górą sto koni obładowanych złotem, idąc połonińskim zwyczajem jeden za drugim, zadudniło po spuszczonym moście. Całą załogę zamku zostawiono spętaną. Zamknięto bramy na klucz. Uszkodzono mosty. I już za chwilę byli opryszki w lasach. Potem podzielili się i różnymi szlakami puścili się ku Czarnohorze. Gonili jak zawsze bez przerwy, bez miary. Gdzie mogli tylko, zmieniali konie. W górach Ruspolańskich czekały już na nich setki opryszków z Czarnohory ze świeżymi końmi. Dobosz bowiem nie mówiąc nikomu posłał z drogi posłańca po resztę junaków. Znów przeładowali złoto i byli już pod Czarnohorą, zanim pogoń z Bani zdołała wyruszyć.
Bo nie podarowali swego twardzi Panowie. Wzięcie fortecy prawie że bez wystrzału, nawet bez ofiar w ludziach godziło w splendor Złotej Bani. Hej! wstydem się okrył pański ród Batorowy. Żeby jacyś puszczowi ludziska, dziksi od niedźwiedzi owładnęli w biały dzień zamkiem przy takim napływie gości i rycerstwa! I jeszcze śmiali się i odeszli jak łaskawcy! Tymczasem wypuszczeni z kajdanów chłopi roznieśli daleko po wsiach wieść o Doboszu. „To junak dopiero ten Dobosz, nasz przyjaciel, złote serce!“ Tak szeptali sobie ludzie naokoło. Lecz tego nie mogli ścierpieć Panowie. Rozesłano wici na wszystkie północno-wschodnie zamki i okręgi węgierskie. Stanęły zastępy wojska i hajduków. Lecz także wypędzono masy