Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sami rozum zdradzili i rachunek. A teraz znów samych siebie zdradzają, z książek koniuszki nosów wysuwają tamtędy, gdzie te jakieś narody wolne. Znam ja te narody...
— Można krytykować — mówił dziedzic — i trzeba, to cecha postępu. Od ręki nie da się nic zrobić, to błąd, postęp wymaga cierpliwości, wytrwałości. A konstytucja to fakt, zmiana konieczna i widoczna.
Pan Jakobènc uspokoił się, wyczekał:
— Konstytucja, panie dziedzicu dobrodzieju, konstytucja — wydmuchiwał słowa i śmiech przez nos jak dym — ja przecie gimnazjalista. W obergimnazjum nie byłem, trudno, łajdaki od razu mi akademię zaaplikowali. Od lat naleciało mi do głowy tyle języków, turecki, arabski, francuski czy inny, że gdyby nie rachunek, toby mi całe łajdactwo z wieży babilońskiej szczekało w głowie. Przeciw konstytucji nic nie mówię, to nie mój interes, a wszystkich konstytucji razem, równiutko na kupę poskładanych nawet na licytacji za dziesięć procent nie kupię. Powiem im: papiery śliczne, trzymajcie sobie mospanowie, może zaczną zwyżkować. Mnie po co papiery? Buchhaltung, comptabilité, księgę główną mam w głowie, zbudź mnie, dobrodzieju, o północy, wyrecytuję do grosika. Proszę zapytać na wielkich giełdach w Lyonie czy w Lipsku, w Debreczynie czy w Istambule. Cóż powiedzą? Jakobènc firma. Nie Jakobènc i syn, ja dzieci nie mam. Sam Jakobènc jak ta skała, co świeci z daleka w Istambule. Mnie nikt nie winien, o nie! A z kredytem do mnie się pchają: „Proszę, panie Jakobènc, pan jest bank na nogach, na mocnych nogach. Pan jest oberbank!“ Gdy u mnie ktoś chce coś złożyć, przyjmę pod ścisłymi warunkami. Do sądu nie pójdę, adwokat może dreptać koło mnie aż do ostatecznego sądu, u mnie na niuch tabaki nie zarobi. Wolę od razu przepłacić za capa. Na rozum nie reflektuję. Patrzaj, dobrodzieju, na tysiąc lat naprzód i tysiąc lat wstecz, konstytucja krótka: co w głowie i w garści, taj już.
— Ależ ja to na serio — tłumaczył dziedzic — pan przecież czytuje gazety, monarchia przebudowana, dwa państwa, kraje koronne, federacja i dla nas... może...
— Panie dziedzicu, diabeł też na serio i to bardzo, gdy z zębów wypuszcza, przypina na łańcuszku.
— Ale przecież to we własnym dobrze zrozumianym interesie.
— W interesie rzetelnym aktywa na stole, tu skóra, tam pieniądze, ponadto targ i rachunek ząb za ząb. A cóż to za