Przejdź do zawartości

Strona:Szkice literackie (Zdziechowski).djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szaniny popędu religijnego ze zmysłowością, dochodzącą do lubowania się w okrucieństwie. Silnie w sobie odczuwając tęsknotę do wyżyn i bojąc się zostać nikczemnym sługą ciała, silił się poeta otoczyć zmysłowość jakimś blaskiem religii i wbrew własnej woli, zamiast kompromisu nie dających się z sobą pogodzić sprzeczności, dał rzecz wstrętną: religijną apoteozę materyi. I im z większym zapałem ideę swą przeprowadza, im z gorętszem przejęciem się i im jaskrawszemi barwami maluje okrucieństwa i ponury majestat Wilhelma, tem żywszą budzi w nas odrazę. Z niechęcią odrzucamy utwór, pomimo wszystkich zalet formy i świetności wielu ustępów.
Rzecz cała staje się doskonałym dowodem bezpodstawności majaczeń naszej »młodej Polski« o niezawisłości sztuki od etyki. Oczywiście, nie chcę przez to powiedzieć, aby sztuka miała być katechizmem i dawać nam nauczki, ale nie wolno sztuce stawać w sprzeczności z ideałem moralnym. Może ona w takim razie rachować na to, że zbałamuci umysły głupich a żądnych nowości, ale potomność bezwzględnie ją odrzuci. U Zacharyasza Wernera było jeszcze pasowanie się ducha z ciałem, usiłowanie ucieczki od zmysłowości, które widzimy dziś u Huysmansa, ale Przybyszewski z całą świadomością tęsknotę do nieskończoności, tkwiącą w istocie religii, zwrócił ku orgiom materyi.