Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszerz jéj, ostatni z Irańskich mścicieli,
Na czas przed wrogiem nad głębią stanęli,
I za głazami czają się bez ruchu,
Słuchając kroków, co już brzmią w ich uchu,
Tak, że nie słyszą, jak skrzydły cłężkiemi
Złowrogie sępy łopocą nad niemi —

Przyszli — plusk wody wydał rzezi hasło.
Okrzykiem Gwebrów tysiąc ech zawrzasło.
Teraz to, Gwebry! — oto wróg morderca! —
Czy miecz wasz ostry, czy odważne serca,
Teraz, niech teraz wasza dłoń dowiedzie! —
Biada hufcowi, co brodził na przedzie! —
Sto mieczów razem błysnęło z nad brzegu,
Sto głów od razu upadło w szeregu;
Na dno skrwawione nie poszły tułowy,
Gdy już stu innych powitał cios nowy.
Jedni po drugich, zgrają niezliczoną,
Tłoczą się, brodzą, padają, i toną. —
Trwa rzeź — aż w końcu, choć krwi jeszcze łaknie,
Gronu Hafeda sił już coraz braknie;
Aż z dłońmi, z których krew strumieniem ciecze,
Zwisły ku ziemi zmordowane miecze. —

Drżysz, Al-Hassanie! — Nigdy klęski sroższéj
Nie doznał Arab, głębszéj nie czuł blizny;
Nigdy miecz zemsty, libacyi droższéj
Nie rozlał u stóp skrzywdzonéj ojczyzny! —
Patrz wzdłuż parowu! — przy świetle gasnących
Smolnych pochodni i główni iskrzących,