Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z blizn nagich ramion, z wyschłego oblicza,
Znać dziką ostrość pokuty i bicza;
Lecz ni w téj twarzy świętości kapłańskiéj,
Ani w tém oku skruchy chrześcijańskiéj.
Z wejrzenia jego i z postawy całéj,
Rzekłbyś, Druida z grobu zmartwychwstały,
Gotów dziś jeszcze dla bóstw leśnéj dziczy,
Broczyć w krwi ludzkiéj swój nóż ofiarniczy.
W jaskini, w głębi mrocznego parowu,
Żył na pustyni, śród skał Benharrowu.
Wieść nawet biega, że pogańskie błędy
Z chrześcijańskiemi śmie łączyć obrzędy,
I w najstraszniejszych tajemnicach wiary
Szuka sposobów na gusła i czary.
Każdy się jego obawiał przeklęstwa,
Nikt nie chciał modłów ni błogosławieństwa.
Z przestrachem wieśniak unikał go trwożny,
Próg jego pielgrzym omijał pobożny;
Strzelec pewnego wyrzekał się łowu,
Gdy go miał ścigać śród skał Benharrowu,
I wracał śpieszno psy wiodąc na sforach;
A jeśli czasem w wąwozach lub borach,
Napotkał zbliska, lub ujrzał zdaleka,
Tego dzikiego tych pustyń człowieka,
Modląc się w duchu, i korząc się z trwogi,
Żegnał się milcząc, i schodził mu z drogi.

V.

Dziwne są wieści o rodzie Briana[1], —
Raz matka jego, od zmroku do rana,

  1. Całe następujące w tekście opowiadanie, nie jest wymysłem autora, lecz wzięte jest z gminnego podania w Szkocyi.