Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Będzie tu miała szerokie pole do pracy i wieś, którą tak lubi. Martwiła ją tylko myśl, że Andrzej będzie musiał większość czasu spędzać w Warszawie. Wierzyła mu bez zastrzeżeń i nie zazdrość ją męczyła, lecz to, że całemi dniami nie będzie go miała przy sobie.
W rozmowach z mężem starała się unikać tematów dotyczących jego byłych romansów, wiedziała jak wielką te mu przykrość sprawiały.
Jednakże pewnego dnia poczta przyniosła dwa listy w indentycznych kopertach. Siedzieli razem, gdy Piótr je przyniósł. Były to listy od Ireny. Jeden do Marty, drugi do Andrzeja. Oboje zmieszali się. I chociaż listy nic poza konwencjonalnemi życzeniami nie zawierały, Andrzej uważał za stosowne bąknąć jakąś ekskuzę.
Ta panna Irena taka nieobliczalna.
Nadspodziewanie Marta stanęła w jej obronie:
— Biedna Irena. To w gruncie bardzo dobra dziewczyna. Tylko żyła w fatalnych warunkach rodzinnych, miała tak okropne otoczenie. Zresztą cały jej cynizm, to jedynie poza na oryginalność. Upstrzyła sobie, że jest demoniczna „blonde Bestie“, i Bóg wie co tam jeszcze… A naprawdę… Bardzo żałuję. Ma złote serce i napewno sama cierpi nad tą skorupą pozy, którą się opancerzyła.
Andrzejowi zaimponował ten sąd Marty. Podejrzewał ją o więcej surowości w poglądach na moralny upadek bliźnich, o surowość tak właściwą naturom symplistycznym. Z dniem każdym odkrywał w żonie nowe zalety charakteru. Cieszyły go, lecz spostrzegał, że obserwację swą odbywał jakoś dziwnie na zimno. Brakowało tu czegoś w jego ustosunkowaniu się do Marty, czegoś, czego nie mógł odszukać, pomimo starannej analizy. Jego uczucia dla żony były jakby raz po raz napływającetmi falami ciepła, falami powstającemi z poszczególnych impulsów, raczej zewnętrznych. Między temi falami panowała jednak pustka, wypełniona tylko świadomością faktu posiadania ładnej, miłej i inteligentnej żony, domu i obowiązków.
Wszystko to stanowiło oczywiście coś całkiem odręb-