Przejdź do zawartości

Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po źle przespanej nocy Ulises wstał z postanowieniem doczekania się Frei przy wejściu do hotelu. Pierwsze śniadanie zjadł na stoliczku w przedsionku i zaczął czytać gazetę; wnet jednak musiał się wynieść, wygnany tumanami kurzu, wzniecanego przez służących, zamiatających podłogę i trzepiących dywany.
Skręcił w długą „via Partenope“ i szedł tarasem, wychodzącym na morze; udawał, że obchodzi go niesłychanie wszystko, co spostrzega, ale nie tracił z oka wejścia do hotelu. Przystawał przed sklepikami przekupni ostryg, przyglądał się każdej po kolei łódce motorowej. łodziom rybackim, goeletom[1] przybrzeżnym, żaglowcom pasażerskim, jakie stały na kotwicy w malutkim porcie wyspy dell’Uovo; na długą chwilę przystanął, wpatrując się w łagodne fale, roztrącające lekkie koronki pian o głazy mola, przyglądając się rybakom z długiemi wędkami, zapuszczonemi w lazur wody.
Nagle spostrzegł Freyę, idącą aleją po stronie domów. I ona z kolei go poznała i stanęła u wylotu jednej z przecznic, wahając się, czy iść dalej, czy zniknąć w głębi Neapolu. Wreszcie przeszła na drugą stronę i ze spokojnym uśmiechem podeszła ku Ferragutowi. Zdaleka już witała go jak przyjaciela, którego obecność bynajmniej nie dziwi.
Ta pewność siebie zbiła kapitana z tropu. Podali sobie ręce. Ona zapytała go z całym spokojem, Co tu robił, przyglądając się falom. Czy naprawa statku posuwała się naprzód?
— Niechże pani przyzna jednak, że obecność moja tutaj panią zdziwiła, — rzekł Ferragut nieco poirytowany tym spokojem. — Niech pani przyzna, że nie spodziewała się pani mnie tu napotkać.

Freya uśmiechnęła się znowu z wyrazem jakby łagodnego politowania.

  1. Stadek dwumasztowy, do 100 beczek pojemności.