Przejdź do zawartości

Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wstała na widok wchodzącego Ulisesa, wyciągając doń obie dłonie.
— Powiedz, że nie masz do mnie urazy! Powiedz, że mi przebaczasz!... Byłam dla cię bardzo niedobra wczoraj wieczorem, wyznaję to.
Chwyciła go w ramiona i ocierała się o niego z cichym pomrukiem rozpieszczonej kotki. Nim kapitan zdążył coś odpowiedzieć, już ciągnęła dalej tonem kapryśnego dziecka:
— Rekin mój! Mój kochany wilk morski kazał mi tak długo czekać na siebie! Przysięgnij mi, żeś mi nie był niewierny! Muszę cię powąchać. Poznaję odrazu zapach innej kobiety.
Powąchała mu brodę i twarz; usta jej zatrzymały się tuż obok ust marynarza.
— Nie, nie! nie byłeś mi niewierny... Czuję jeszcze zapach moich perfum... O, Ulisesie, bohaterze mój!...
Jeden, jedyny pocałunek i Ulises zapomniał już o wszystkiem: o obelgach, gniewie, projekcie wyjazdu...
W godzinę potem, w mroku nocnym rozległ się głos Frei. Rekapitulowała to, czego sobie zresztą nie powiedzieli głośno, ale co oboje przez cały ten czas myśleli.
— Doktorka jest zdania, że powinieneś zostać. Statek swój wyślij. Zaczeka na ciebie tam, w Hiszpanji... Ty zaś możesz nam tu wyświadczyć wielką przysługę, sam wiesz o tem. Zostajesz... Co za szczęście!
Przeznaczeniem Ferraguta więc było słuchać tego rozkochanego a władczego głosu... Nazajutrz zrana ujrzał go też Toni na statku, przybywającego by wydać rozkazy, nieznoszące oporu. „Mare Nostrum“ miało niezwłocznie odpłynąć do Barcelony. Toni sprawować będzie funkcje kapitana. Ferragut wkrótce też tam przybędzie, skoro tylko