Przejdź do zawartości

Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stanowiły jeden z najważniejszych motywów dekoracyjnych: kładziono je nawet na rewerberach.
Wysiadając z tramwaju, Ulises postanowił, iż rzuci okiem na fronton budynku. Może mu to pozwoli domyślić się, kto go do siebie zaprasza. A potem zawróci do siebie.
Znalazłszy się jednak przed wskazaną sobie „torre“, przystanął na chwilę. Był to rodzaj niby zamku feudalnego, którego wnętrze przypominać musiało mniej-więcej salę piwiarni... Nagle drzwi się otwarły i przed marynarzem stanęła owa kobieta, co z nim rozmawiała na Rambli.
— Proszę wejść, kapitanie.
Wszedł do jakiegoś niby hallu w tym samym stylu, co fasada: był tam kominek gotycki ze stiuku, wielkie dzbany porcelanowe, fajki olbrzymie i broń, rozwieszona po ścianach. Ozdoby te uzupełniały sztychy, odtwarzające współczesne płótna monachijskie. Naprzeciwko kominka Wilhelm II, w olśnieniach wielkiej złoconej ramy, pysznił się jednym jeszcze uniformem.
Dom zdawał się być niezamieszkały. Grube kotary, miękie dywany tłumiły tam wszelkie szelesty. Z lekkością zjawy nieziemskiej otyła jejmość nagle znikła.
Marynarza zaniepokoiło to osamotnienie. Czy przypadkiem nie wpadł był w zasadzkę? I w dodatku broni nie miał przy sobie!... Ale równie cicho, jak wprzódy, weszła teraz znowu kobieta, uśmiechając się słodko.
— Proszę dalej, don Ulisesie.
I wprowadziła Ferraguta do pokoju, zamykając starannie drzwi poza nim.
Marynarz spostrzegł przedewszystkiem wielkie okno szersze niż wyższe, przesłonięte witrażem. Na szybie galopowała Walkirja z włócznią w ręku, z rozwianym włosem, na karym rumaku, parskającym z nozdrzy płomieniami. W mrocznem świetle witraża dojrzał dalej rozłożystą kanapę,