Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 15 —

lane baszty, te szczerbate, ku upadkowi chylące się bramy i forty, te mury spróchniałe i popękane, co niegdyś tak dumny stawiły opór nieprzyjaciołom i urągały z zawziętych oblężeń. dziś przed, ostatecznym swym upadkiem, przed zupełnem rozsypaniem się w gruzy, raz: jeszcze zadrżeć mają od huku oblężniczych strzałów, raz jeszcze rozpaczliwy dać mają odpór wrogiemu najazdowi...
Przed kim się zbrojono?.... Nie było to tajemnicą. Lwów miał tym razem stanąć zaporą nie obcym, ale swoim. Obawiano się niespodziewanego napadu konfederatów, którzy od ziemi Sanockiej, i od Podola podążać mieli pod starą forteczkę, by śmiałym zamachem wydrzeć ją z rąk królewskiego wojska.
Ludność, jak zawsze groźnym i przesadnym pogłoskom przystępna, straszyła się sama jeszcze gorszemi wróżbami. Szeptano sobie między gminem, że nietylko okropność domowej wojny oprzeć się ma o miasto. Biegały wieści, że w Chocimiu gromadzi się wojsko, tureckie, że basza tameczny czeka na czele jan-