Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 20 —

A przecież nieszczęsne te ofiary ciemnego szału budziły litość w sercu....
Człowieczeństwo, spodlone i upokorzone w tych ludziach, appellowało przecież do duszy i miłosierdzia. Ale nie znano dla nich miłosierdzia, tak jak oni sami nie znali go, nie spodziewali się, i zda się, nie chcieli. Szli z dziwnie obojętną twarzą, z ponurą, przerażającą rezygnacyą, z oczyma, które nie zdradzały tajemnic ciemnej duszy.
Dragoni pędzili ich przez miasto pod cekhauz królewski lub miejski, do lochów na nizkim zamku; oddział lwowskiego garnizonu odliczył ich, pokwitował i po rozmaitych kryjówkach, ciemnicach i kaźniach poumieszczał.
Kilka takich transportów hajdamackich przybyło do Lwowa. Więzienia były przepełnione, szczupły garnizon rozerwany był na straży przy nich, a nie wiedziano, co z nimi począć. Komendant lwowski, Korytowski, protestował przeciw tym wstrętnym gościom, pisał do króla, do Branickiego, do Stempkowskiego, do innych, zaklinając, by mu nie nasyłali hajdamackich więźniów, któ-