Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 338 —

gonią odbywać począł częste podjazdy przeciw oddziałom Konfederatów, i że nieraz po kilka dni nie było go w Kamieńcu.
Powróciwszy raz właśnie z takiego podjazdu, Fogelwander Spoczywał po znużeniu długiego marszu w swej kwaterze, gdy naraz usłyszał szelest u drzwi, i nagle zjawiła się w progu jakaś dziwna postać.
Był to nizki, herkulicznie zbudowany człowiek, o głowie dużej, gładko ostrzyżonej, z licznemi bliznami na dzikiej i wstrętnej twarzy, z nosem spłaszczonym i z szerokiemi usty, z oczyma małemi i przenikliwemi, którym brwi ogromne, szorstkie i krzaczaste, dodawały dziwnie groźnego wyrazu....
Człowiek ten ubrany był w porządną kurtę kozacką, przepasany był szerokim rzemieniem i miał w ręku krymkę wysoką. Tuż za tym człowiekiem wbiegł pies duży, zwierzę dzikie i brzydkie, kudłate, burej maści, z uciętemi uszami i ogonem....
Oficer ujrzawszy takiego gościa porwał się z łóżka, na którem leżał w peł-