Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/414

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

długo mapę, usiłując znaleźć przypuszczalny punkt kontynentu, ku któremu się zbliżał. Nie mógł to być półwysep Tajmir z górzystym przylądkiem Czeluskina. Niesposób, aby w tak krótkim czasie „Ptak“ zdołał przebyć tak olbrzymią przestrzeń. O nizinnych brzegach morza Nordenskjölda nie mogło być nawet i mowy. Przekonał się podczas przelotu do wysp Nowo-Sybirskich, że na wszystkie nizinne równiny północnego porzeża Syberji wdarły się fale morskie.
Mogła to być zatem tylko wyspa, wyrosła z dna morza pod wpływem wybuchów wulkanicznych.
Przypomniał sobie obietnicę, daną towarzyszkom. Zbudził je, upewniwszy się jeszcze raz, że ma przed sobą ziemię.
Zjawiły się obie niebawem, niezwykle podniecone zapowiedzią zbliżania się do lądu.
Przypięły się też natychmiast do dalekowidzów i denerwowały zbyt powolnem, jak twierdziły zgodnie, posuwaniem się „Ptaka“ naprzód.
Tymczasem odległość zmniejszyła się tak znacznie, że przez szkła dawało się zupełnie wyraźnie ogarnąć wzrokiem całą wyspę. Jak obliczał Wyhowski obwód jej nie przekraczał trzydziestu kilometrów. Obok niej, od-