Przejdź do zawartości

Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Szkice z podróży w Tatry.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




Giewont i Czerwone Wierchy.

W grupie gór, u których stóp legło Zakopane, sterczy pyszna olbrzymia skała, wyróżniająca się od wszystkich wierchów swoim kształtem tak oryginalnym, iż nikt jéj raz widząc zapomnieć nie może; miano jéj Giewont. Ulubieniec to poetów, artystów i w ogóle gości Zakopiańskich, wzniósł się jak wódz tatrzańskich turni, od północy stromy, jak wieża, grzbiet jego, jak w koronkę dzierzgany, a w szczycie wyłom, szczerba olbrzymia, która go dzieli na dwa niedostępne wierzchołki. Dawniéj na zachodni szczyt Giewontu wchodzono, nim wpływ czasu nie wygładził turni, tak, iż już nie można myśleć o wydrapieniu się na niego, wędrówki zaś na wschodni szczyt o mało nie przypłacił życiem X. J. Stolarczyk, proboszcz w Zakopanem. Siedząc jak na siodle, po grzbiecie turni posuwał się granią od wschodu naprzód, napotykając szczeliny. Przebywszy taką jedną, którą ze wsi widać w kształcie małéj szczerbki, znalazł się w miejscu, zkąd naprzód, ani w tył ruszyć daléj nie mógł, wisząc nad przepaściami z dwóch stron. Z potarganą odzieżą, po-