Przejdź do zawartości

Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

BODEŃCZYK: Kto?
FELKA: Autor dzisiejszej premiery! Wie pan… upokorzyłam się… prosiłam dyrektora… ale to tak wyglądało, jakby Alfred z Paryża odmówił.
BODEŃCZYK: Oby nie pożałował!
FELKA: Pożałuje… Sztuka padnie!
BODEŃCZYK: Sądzi pani?
FELKA: Powiadam przecie panu: znam rzecz doskonale! I słyszę, co aktorzy mówią. Nic z ról nie potrafią wydobyć. Tam niema prawdy, panie, niema ludzi! Stek efektów!
BODEŃCZYK: I ja się tego bałem.
FELKA: To cały Alfred, panie; cała jego duszyczka.
BODEŃCZYK: Duszyczka?
FELKA: Jakżeż o nim mówić inaczej? Jak dzieciak rozpędzi się daleko, dość nawet wysoko, ale tylko na chwilę, bo więcej, niż cel, zajmuje go, co się dzieje na dole, i ciągle tam zerka, i prędko tam wraca, aby zobaczyć, jakie wrażenie robi na wzgardzonym, znienawidzonym filistrze.
BODEŃCZYK: Felo!
FELKA: Czy źle mówię?
BODEŃCZYK: Przeciwnie.
FELKA: Widzi pan! Przecie ta Felka, która niecałe dwa lata temu dostała się w wasze