Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ryo… Ja tymczasem dawno rzecz przemyślałem. Cała historya w tem, że życie jest podłe, brzydkie, złe, a my… no, ja nie mogę być lepszy od całego życia… Szczególnie od czasu, jak jestem przy dzienniku — widzę przecie doskonale. Geszefciarstwo na idyotyzmie jeździ i świństwem pogania — to jest dziennik. Mógłbym cały magazyn otworzyć znoszonych ideałów: wyprzedaż! wyprzedaż! o 50, o 90 procent niżej kosztów produkcyi! Zostaje tylko sztuka, jedyna rzecz, która jeszcze coś warta na świecie: sztuka i talent, talent i sztuka. I wszystko sobie daruję, co robię, bo to życie przeze mnie robi, dopóki się czuję artystą, twórcą, panem dusz tysięcy — uważasz?
AMA (która na początku słuchała uważnie, potem coraz bardziej niecierpliwie): Naturalnie, pewnie, pewnie!! Ale…
ALFRED: Co za ale?
AMA: Tam przecie goście!
ALFRED: Coo?
AMA: Doprawdy, ty już nie wiesz, co się z tobą dzieje! (Wybiega).
ALFRED (patrzy za nią z najwyższym niesmakiem).

[MIROSZ, SWARA, DZIENNIKARZ PIERWSZY i WIELKI DZIENNIKARZ).

WIELKI DZIENNIKARZ (nadzwyczaj elegancki, wygolony, zakochany w sobie i swojej mowie):