Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

BODEŃCZYK (robi kilka kroków — zdumiony): Tyś chyba… chory!
ALFRED (w najwyższej pasyi): A ja ci powiadam: z tego nic nie będzie! nic! Ty i twoje dzieło… (wyciąga z zanadrza rękopis).
BODEŃCZYK: Mój rękopis!
ALFRED: Ot, co z wami zrobię! (Targa rękopis). Nie będziesz zapaskudzał świata swojemi ideami, ideałami, swoim głupim, nadętym romantyzmem! nie będziesz mnie…
BODEŃCZYK: Mój rękopis! (chciał mu go wydrzeć. Alfred potargał i wyrzuca oknem).
FELKA, SWARA (wchodzą, widzą ostatnią scenę, przypadają — zapóźno).
BODEŃCZYK: Głupcze! głupcze! Myślałeś, że zabijesz w ten sposób sumienie, zniweczysz widmo, które ci stoi przed oczyma i woła: całe twe życie jest kłamstwem! nie jesteś artystą! nie jesteś! nie jesteś!
ALFRED: Aaa! (Chce się nań rzucić).
FELKA (staje między nimi): Czyś pan oszalał!
ALFRED: Bohaterka!
FELKA: Z pewnością nie bohaterka, ale przecie się zdobyłam na to, że nędzne sztuczydło pana ocaliłam dziś w teatrze, aby sobie i Stachowi pokazać, że stoję ponad wszystkiem, co kiedykolwiek było…
ALFRED: Szlachetna zemsta!