Przejdź do zawartości

Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uwięziach — syknął z wściekłością książę — ja widzieć ją muszę, bo inaczej podpalę was, zniszczę, z ziemią zrównam. Po za murami stoją moje zastępy, gotowe się rzucić na każde moje skinienie. Radź! myśl, wszakże masz do niej przystęp?
— Cóż z tego.
— Powiedz jej, żem tu przybył dla niej! tylko dla niej, bo żadna siła nie byłaby mocną wywieść mnie z Pragi, że chcę słów parę rzec nadziei na przyszłość. Ona mnie zrozumie i przyjdzie. Idź, spiesz! Każda chwila droga. Mogą mnie odkryć. Tu w tej pracowni czekać będę.
Mistrz Marcin, wypchnięty z domu, znalazł się na dziedzińcu zamkowym bezradny. Załamał ręce z rozpaczy, patrząc w niebo, jakby tam szukał natchnienia. Na raz coś sobie przypomniał, uderzył się ręką w czoło i pobiegł szybko do zamku.
Jadwiga wiedziała o przybyciu Korybuta.Wiedziała, że król przyjął go gniewnie i srogo, ale nie przeczuwała, co go czeka. Już chciała biedź do mistrza Marcina, jedynego jej dziś powiernika. Zamknięta w swej komnacie, chodziła po niej niespokojna, gdy ukazał się Marcin.
— Czekałam na was. Mówcie mi o nim...Co się stało? Jam spragniona wieści. Jabym go widzieć rada. Dlaczego mnie zostawiacie tak samą? Czyż i wy już opuszczacie mnie birdną?