Przejdź do zawartości

Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Człeku słabej wiary! Nikt ci tego obojga nie zabierze. Czytaj! Oto listy do ciebie.
Mistrz Marcin rozwinął drżący papier.
— Od pana Wernera z Rankowa. Przybywa poselstwo do króla. Prosi, abym grunt przygotował.
— Poselstwo z Pragi — plasnęła w ręce Elżbieta. — Widzisz! widzisz, Marcinie. Ob, moja Praga Złota.
— Dowód to wielki zaufania do was, mistrzu Marcinie. Mam nadzieję, że się godnie sprawicie.
— Ja zrobię, co będzie w mojej mocy.
— Macie wpływ na króla.
— Cóż mój wpływ ważyć może?
— Pamiętaj, pamiętaj, Marcinie, to Praga nasza, to Czechy ukochane wołają do Ciebie, — mówiła gorąca kobieta, obejmując go rękami i obsypując pocałunkami.
— Ot tak, zagrzewajcie go do świętej sprawy, bo widzę, że w niej stygnąć zaczął. Odchodzę zapewniony, żem złożył sprawę w dobre ręce.
Gdy się drzwi za przybyłym zawarły, mistrz Marcin rzucił się na krzesło, pogrążył twarz w dłoniach i wyszeptał ponuro: — Ananke.
Elżbieta do nóg mu przypadła.