Przejdź do zawartości

Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O tak, przyjdzie — nie o takiej ja jednak potrzebie marzę. Tłuc się z Krzyżakami pod rozkazami stryja Witolda, aby potem stać za progiem, jak oni pakta zawierać będą po to tylko, aby je zerwać? Jak będą się oszukiwać? Na Perkuna! takie przeklęte rzemiosło nie dla mnie. Zerwał się młody kniaź jakby nim coś podrzuciło.
— W świat szeroki! Zdobyć koronę, zawładnąć ludami. Stać się potężnym i groźnym.Dosyć mi matactw krzyżackich, dosyć wiarołomnych figlów, na które się wzdryga moja dusza. W bój! w bój!
— Z kim?
— Z całym światem, by mu wydrzeć to, co mi się odeń należy. Jam książę bez księstwa, dziedzic bez włości. Chłop niewolny ma kawał ziemi, którą uprawia, ja nie mam nic. Wydarli mi dziedzictwo ojca mojego. Ogołocili z poczciwej sławy, którąm zdobył w boju. Ludzie patrzą na mnie jak na mięsopustne straszydło. Przedrwiwają z gołego księcia. A wszystkiemu temu winien... On! Oh, niech no!..
Niedokończył, jak gdyby się przestraszył własnej myśli.
Starzec wstał powoli, wziął go za rękę i rzekł uroczyście.
— Cierpliwości książę. Wielkie rzeczy dziać się będą na świecie. Niedługo,niedługo