Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Witold? ha! ha! ha! A to ładne brednie.
— Wierzcie temu, co mówię. Ot wejdźcie łaskawie do mojego laboratoryum, tam Wam lepiej wyłuszczę rzeczy.
— Chętnie, bom i ja miał was prosić o radę, a i z panią Elżbietą widzieć się chciałem.
Na wspomnienie żony mistrz Marcin nachmurzył się i niechętnie otworzył drzwi gościowi, ale się wnet pohamował, dodając spiesznie:
— Żona moja na mieście. Raczcie spocząć, dostojny panie.
— Ależ tu u was jest czemu się przypatrzeć.
— Zwyczajnie jak w mieszkaniu uczonego i doktora.
Obszedł komnatę, zamykając starannie drzwi i spuszczając opony.
Korybut przyglądał się wszystkiemu ciekawie. Pytał o przeznaczenie wielu rzeczy. Mistrz jeszcze wzburzony i roztargniony odpowiadał półgębkiem i niechętnie. Wziął jeszcze gościa za ręcę i usadowił go na krześle.
— Posłuchajcie mnie Panie, bo chcę Wam ważną rzecz obwieścić. Z tego, czego byłem świadkiem u króla, wnoszą, że sprawa czeska, której Wy takim gorącym przyjacielem — spojrzał nieznacznie na drzwi — przepadła u nas.My nie możemy im pomagać, ani im sprzyjać z dwojakich przyczyn. Po pierwsze, że są he-