Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

KRASKA   (do Zbigniewa). Twymi rycerzami
Chcemy być, książe, jeśli wasza wola.
ZBIGNIEW.   Wiem, bracia, jaka spotkała was dola,
Lecz my zadamy doli kłam! Mężowie!
Kto za Zbigniewa raz poważy zdrowie,
Ten z rąk Zbigniewa książęciem wychodzi.
Wiem, jak walecznych ludzi czcić się godzi;
I wy tej chwili nie pożałujecie.
Ze mną, rycerze: — bracia!
KRASKA.   Niech drżą kmiecie!
ZBIGNIEW.   Mam liczny zbrojny lud —
KRASKA.   Nie traćmyż czasu.
ZBIGNIEW.   Pójdźmy! Na kmieci uderzym od lasu.
Oni na napad nie przygotowani,
Cicho — skąd gwary?
KRASKA   (patrząc w prawą stronę). Niebo i szatani
Przeciw nam! Kmiecie zbrojni się zbliżają.
ZBIGNIEW   Uchodźmy. Nasi w zamku nas czekają.
(Odchodzą na lewo).

SCENA ÓSMA.
(Stary kmieć, chorąży kmiecy i kmiecie uzbrojeni wchodzą od strony prawej).

CHORĄŻY.   Ztąd pierzchli jacyś; gońmy!
STARY   KMIEĆ. Stójcie, kmiecie!
CHORĄŻY.   To Zbigniewowi; czego wstrzymujecie?
Łotry, przedwczoraj chleb nam wydzierali.
STARY   KMIEĆ. Powiadam, stójcie! Ani kroku dalej!
Czy chcecie popaść w zasadzkę? Dam głowę,
Jeśli tam w krzakach wojsko Zbigniewowe
Nie wyczekuje nas. Ot — bogom chwała,
Że z wszystkich dzielnic rzesza się zebrała;