Przejdź do zawartości

Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/032

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kwęczy ciągle — jak za rajem,
Tęskniąc wiecznie za nahajem!

Daj mu cukru — daj mu miodu,
Postaw mu ptasiego mleka!
Szkoda trudu i zachodu.
Niechce miodu, nie chce mleka.
I ucieka, od człowieka
Rad trzymając się zdaleka,
Jak prykazaw pan Seneka.
Narodowość to z tektury,
Kreowana po dekrecie,
Z misyą — w moście wielkiej dziury,
Z mową szytą na tandecie!
Dwieścieletnie męty, kały,
Pozostałe z biegiem wieków,
Na dziejowych spodzie ścieków,
W jeden się tu kanał zlały;
Wróg przepełzał śladem gadu,
I do mętów dolał jadu,
Zatruł z wierzchu — zmącił spodem,
I mianował to — narodem!

Toż gdy zbliżysz się do leży
Tego „nacionałytetu“,
Pięścią ciebie w nos uderzy
Woń ruskiego Essbukietu!
Smaruj masłem — smaruj miodem,
Nie pozbędziesz swędu bracie,