Przejdź do zawartości

Trzy Heredie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Grochowiak
Tytuł Trzy Heredie
Pochodzenie Wiersze wybrane
Wydawca Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”
Data wyd. 1978
Druk Zakłady Graficzne „Dom Słowa Polskiego”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Trzy Heredie


I
HEREDIA

Cios był smagły — jak policzek
Na odlew.
Trybunowie rozprowadzali językiem krew na podniebieniu,
Setnicy fastrygowali zdruzgotaną rachubę Centurii.
Żagwie wzięto do rąk,
Krótkie miecze do świadczenia posług
Konającym.
Z bielejącym okiem oślepionych ptaków
W milczeniu krzątały się rzymskie kohorty.
Strzały wyszarpnięte z ciał
Wiązane porcjami jak chrust na zimę.

Aż któryś z Legii
Zanurzył twarz w pachwinie łokcia.

Było to wtedy, kiedy się pojawił
Zjeżony strzałami niby szczapa smolna,
W bagiennym słońcu
Głucho pancerny,

Z niesfornym koniem walczący zażarcie
Martwy Imperator.



II
PSEUDOHEREDIA

Zamiast namiotów dano nam skórzane pęcherze,
Pokryte sierścią,
Wypełnione dymem i zapachem
Ryb wędzonych na słońcu.

Nazajutrz
Wywiedziono nas w pole, aby przeprowadzić przez szpaler dzieci.
Ciała tych maleństw
Były odrażające jak galareta empuzy.

Muzykowano na muszlach,
Końskich włosach
I jelitach mułów.
Łaźnię sprawiono nam w dębowej budowli,
Gdzie na rozpalone klepisko z gliny
Słudzy chlustali konwiami wodę,
Wzniecając smrodliwy opar.

Dano nam wici z łoziny,
Abyśmy bili się nimi w piersi.

Karmiono nas robakami ziemi
I owocykami jałowych wydm.

A potem
Przyprowadzono nam kobiety
Na legowiska
Utkane z siana, ziół kadzidlanych

I żywych świerszczy.
Żądano, aby modliły się z nami
Do naszych bóstw
I naszym sposobem.

Misteria modłów
Podglądano chciwie,
Przedrzeźniając je niekiedy
W pocie czoła.

Dobroduszność naśladowców była doprawdy godna litości.



III
ANTYHEREDIA

Umieraliśmy powoli. Najpierw Trybunowie
Wyruszyli ze swych ziemianek
Do Krainy Cieni —

Dostojne mumie,
Ozdobnie odziane i nakłonione do pozycji siedzącej,
Wynoszono ze czcią
W ramionach lektyk.

Szlachetne profile
Pokrywano skorupami druidycznych głazów.

Centurionów
Zakopywano już dość płytko i pospiesznie.
Złote nakolanniki wystawały niekiedy z mogił.


Żołnierzy
Pozostawiono opiece robaków
I głodom ziemi, która ich wessała.

Ostatni, ostatni
Przede mną
Zasiał swój grób tam, gdzie skonał:
W łanie żyta, podczas kośby żniwnej,
Kiedy popiwszy oślego mleka
Dla odpoczynku czytał „Georgiki” Wergilego.

Trup jego straszył,
Z roku na rok coraz bardziej osobliwy:
Wysmukły szkielet
W płachcie spłowiałego płótna,
Z kosą w dłoni,
Jak drzewce sztandaru odsuniętą od biodra.

Lud przychodził tam ukradkiem
I wziąwszy się za ręce
Tańczył wokół szkieletu w zupełnym milczeniu.

Dudniła ziemia.
Motłoch Tyranów
Przesuwał Rzym do Konstantynopola.

Dedykacja: Piotrowi Kuncewiczowi, jednemu
ze śródziemnomorskich





Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.