Przejdź do zawartości

Pochód księżniczki przez ogród

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz
Przerwa-Tetmajer
Tytuł Pochód księżniczki przez ogród
Pochodzenie W czas wojny
Wydawca Księgarnia Wydawnicza J. Czerneckiego
Data wyd. 1915
Druk E. i Dr. K. Koziańscy
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
POCHÓD
KSIĘŻNICZKI PRZEZ OGRÓD.


Księżniczka miała ośm lat i wyszła do ogrodu. Było rano i miała białą sukienkę.
Że było rano, więc rosa świeciła się na kwiatach, na trawie i na listkach i igłach drzewnych.
Księżniczka ziewnęła i przeciągnęła się, a słońce błyszczało mgliste i różowe w seledynowem niebie.
Następnie poczęła iść alejami.
I napotkała wielki krzak róż.
— Zerwij ze mnie kwiaty — ozwał się krzak — są pąsowe i pachną mocno. Będą ci zdobiły włosy. Złote masz włosy, będą ci je zdobiły pięknie.
Księżniczka wyciągnęła rękę i ukłuła się w kolec.
— Kolesz — rzekła.
— Zerwij mnie — odpowiedział krzak. — Moje kwiaty pachną.
I znów ukłuła się księżniczka.
— E fe, brzydki jesteś! — rzekła. — Kłujesz!
— Zerwij — mówił krzak.
Księżniczka popatrzyła na kwiaty, wetchnęła woń, zastanowiła się trochę, postąpiła krok, odwróciła głowę.
— Kłujesz — powtórzyła z niechęcią.
I odgarnęła lekko złote włosy, cokolwiek jeszcze pomyślała i poszła dalej.
Na trawie rósł cały klomb fijołków.
— Urwę — pomyślała księżniczka.
I poczęła zrywać fijołki, wszedłszy na klomb z bucikami i depcąc kwiatów wielkie mnóstwo.
Rwała i skubała i gniotła fijołki.
Potem z bukietem w ręku poszła w dalszą aleję.
Tam był dębowy las. Wiatr szeleścił w konarach i ogromny, uroczysty hymn kołysał dęby wilgotne od rosy. Księżniczka poczęła słuchać. Dębowy szum przepływał nad jej głową ogromnemi, potężnemi falami.
— Oto są organy archanioła ogrodów — rzekła kapliczka murowana z cynowym, poczerniałym dachem, która stała wśród dębów.
Księżniczka przeciągnęła ze snu ramiona i poszła.
Ogród się kończył i wstąpiła między inspekty, dobrze uprawne; wyjęła z ziemi kilka grubych, tłustych marchwi i poczęła je wtykać w usta, drobne i wiśniowe, bardzo urocze.
A za inspektami było pastwisko, na którem się pasły krowy, byczki i cielęta i parę prosiąt.
— Bydło! Prosięta! — krzyknęła księżniczka i pospieszyła przed siebie.
I usiadłszy na płocie, trzymając w ręce zmięte, zgniecione fijołki, jadła surową marchew i przypatrywała się żerującej trzodzie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.