Strona:Edward John Hardy - Świat kobiety.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dziś nawet, gdy tyle innych otwarło się przed niemi, do niego zwracają się najchętniéj i może najwięcéj mają w niém powodzenia.
„Uczyć — mówiła młoda, entuzyastyczna nauczy­cielka — jest to dla mnie największa misya. Zasiewać w młode umysły ziarna przyszłéj wiedzy, pielęgno­wać je, gdy wzrastają i rozwijają się, to szczęście, z żadném inném niedające się porównać. Praca moja nigdy mnie nie męczy, o niéj tylko myślę...” — „Bardzo mnie to martwi — odparł młody człowiek, do którego zwracała te słowa, — że pani tak jest przywiązana do swego zawodu. Miałem nadzieję, iż kiedyś będę mógł... właściwie dziś nawet z tém przyszedłem... nie śmiem jednak mówić wobec tak wyraźnego powoła­nia...” — Dokończ pan — wyrzekła miękko młoda dziew­czyna, — jestem może trochę zbyt zapalona? Lękać się trzeba, by wiele panien mniéj było w istocie przywią­zanych do swego powołania, niż to mówią, a nawet niż to sobie wyobrażają. Jeśli nauczycielstwo jest tylko sposobem zarobku, naturalnie, wkrótce nużą się swą robotą i mają gorzkie poczucie zawodu. Każda panna myśli, że nauczać potrafi, — przecież jest to... wielka omyłka. Miéć wiedzę, a umieć jéj udzielać — są to dwie rzeczy zupełnie odrębne. Wykształcić dziecię, rozwinąć możliwie najwyżéj jego zdolność — jest to zadanie, które może być tylko udziałem specyalnie obdarzonéj jednostki. Żaden zapas wiadomości nie zdoła zastąpić w nauczycielu braku powagi, sprawie­dliwości, cierpliwości oraz zajmującego wykładu. Potrzeba mu tyle przynajmniéj wyobraźni, ażeby zrozu­mieć trudność, jakiéj uczeń doświadcza, oraz jéj po­wody. Niedość powtórzyć dane już tłumaczenia, trzeba