Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/368

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och, dziękuję, ale obawiam się, że wynudzę tylko wszystkich państwa.
— Ani trochę. Nolli nie będzie też taka zmęczona.
Znów — tak dobrze pomyślane! Byli bardzo mili. Stanął przy furtce i obejrzał się na dom; starał się odgadnąć, które mogły być jej okna, ale wszystko spowite było w ciemności. Uszedł kawałek drogi i przystanął, by zapalić papierosa; oparł się o jakąś furtkę i wciągał głęboko dym w płuca, starając się ukoić ból serca. A więc nie powinien mieć nadziei! Wykorzystała pierwszą nadarzającą się sposobność, by się uwolnić od jego towarzystwa! Wiedziała, że ją kocha, musiała przecież wiedzieć, gdyż oczy jego i głos zdradzały go zawsze. Gdyby miała dla niego choćby odrobinkę sympatji, nie byłaby go unikała w ten pierwszy wieczór. — Wrócę do tej pustyni, — pomyślał. — Nie będę się łasił, ani skomlał. Wrócę i przebrnę jakoś przez to; człowiek musi mieć trochę dumy. Czemuż do licha nie mogę ruszyć gdzie w świat! Ach gdybym mógł tylko znowu wrócić na front, do Francji! — Zamajaczyła mu przed oczyma postać Noel, pochylona nad zżętem zbożem. — Spróbuję raz jeszcze — pomyślał, — raz jedyny, jutro muszę w jakiś sposób zdobyć ostateczną pewność. A jeżeli spotka mnie to, co Leilę, to, zdaje mi się, zasłużyłem na to. Biedna Leila! Gdzież ona? Z powrotem w High Constanca? — Cóż to było? Krzyk — krzyk przerażenia w lesie! Podszedł na brzeg lasu, zawołał: — Hop, hop! — i stał, starając się dojrzeć coś w ciemności. Usłyszał, że ktoś przedziera się przez krzaki i zagwizdał. Jakaś postać wybiegła z lasu prawie że w jego ramiona.
— Hallo! — zawołał, — cóż się dzieje?
Zdyszany głos odparł:
— O, to nic!
Poznał Noel. Cofnęła się i stała oddalona od niego o krok. Dostrzegł niewyraźnie, że ukryła twarz w ra-