Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nic — odpowiedział Janosik. — Ja wam pomógł jak gazda[1] gaździe. Wracajcie się na gazdowstwo swoje.
Śmiał się król.
— Jakby ci trza było, Janosiku, z Krakowa z chorągwiami pancernemi pod Tatry przyjadę!
— Mnie tam nietrza będzie. Ja se zawsze radę dam sam.
— Szpetnie nam przymówił — zwrócił się król do orszaku. — No, Janosiku, czem mogę, to ci dziękuję, w podróży!
I kiesę złota z za pasa wyciągnąwszy, pod nogi Janosikowi rzucił. Za przykładem tym poszli biskupi, panowie i szlachta, towarzysząca królowi. Złoto potoczyło się na śnieg.
— Bierzcie, chłopcy, jak wam wola — ozwał się Janosik do górali, którym na widok sakiewek dusze i ręce trząść się poczęły, a którzy i Szwedów na gwałt obdzierali — a wy, panie królu, przyjmcie zaś ode mnie to!
I ciupagę swoją krwawą ku królowi wyciągnął.
— Bierz! — zawołał Jan Kazimierz na rękodajnego, który siedział na koniu w podle. — Bierz! Bo oto przez chłopską siekierę do królestwa mego wracam!
I ruszywszy koniem ku Janosikowi, za głowę go uścisnął i przez torowaną pomiędzy trupy rajtarskie drogę konia naprzód pchnął, a za nim posunął się orszak z głośnem śpiewaniem pieśni „Ciebie Panie chwalimy“, którą i pobliżej kościołów mieszkający chłopi za biskupami i rycerzami śpiewali, otoczywszy orszak, aby go w razie ponownej napaści bronić i osłonić.



  1. gospodarz.