Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdy pod polanką w lesie, na której pobudowaną była leśniczówka, stanął. Potok szumiał, a ten szum poznał Janosik — wstrzymał krok, przymknął oczy i posłuchał chwilę. Tak jakby od tego szumu do szumu całe długie lata nie ubiegły...
— Ostańcie tu — rzekł do towarzyszy — bo by myśleli, że ich zazbójować idziemy i przelękli by się. I zbroje wam oddam, tylko ciupagę od psów wezmę.
Więc legli trzej towarzysze w gęstwinie, a Janosik szedł ku leśniczówce. Stanął u płotu przy furcie, gdy wysoka smukła kobieta właśnie psy podwórzowe z łańcucha spuszczać miała.
— Hej! — zawołał Janosik od furty.
— Kto? — zapytała.
— Swój!
— Kto?
— Z Polski. Ja tu na polowaniu był, będzie dziesięć lat temu.
Smukła kobieta się zastanowiła i odjęła rękę od łańcucha. Zadrżał jej głos, gdy pytała:
— Kto taki?
Poznał Janosik i szepnął głośno:
— Janosik.
Smukła kobieta postąpiła szybko ku furcie.
— Wyście to, Janosik? Z Polski?
— Ja — — Weronko — — —
Poznał zaraz Janosik, że jeszcze przez lasy wieść o napadzie na Hradek nie doszła, ni też że Weronka nie wie, iż ów straszny Janosik Nędza Litmanowski, hetman zbójecki, to on sam.
— Gdzie idziecie?
— Na robotę. Do Pesztu. Do hut żelaznych
Otwarła Weronka furtę.
— Wejdźcie — rzekła. — Głodniście?