Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Janosik przystanął dumnie na głazie, wzniósł głowę i rzekł:
— Janosik Nędza Litmanowski, hetman zbójecki.
— Jezus Maryja! — krzyknęła przeraźliwie Weronka, cofając się z przestrachem.
Ale Janosik ujął ją za rękę i powiedział:
— Nie bój się. Moją będziesz i nad Luptowem panią. W zamku siedzieć będziemy, a tu stanie złoty krzyż.
— Tyś po Luptowie zbójował!? Na ciebie płakano i przeklinano cię!? Na twoją głowę pieniądze naznaczono!? — wołała Weronka.
— Ale ja nigdy biednemu nie wziął, lecz tam, gdzie była kupa. Ja świat równał. Bo mnie samemu nie trza było. A i wesoły byłem! I śmiały! Dziad zbójnikiem nie będzie, tylko chłop! Ja się rad był światem ucieszyć i ze światem spróbować: Kto lepszy? Ja się tą ciupagą od Dunajca po Dunaj przerąbał! Haj!
I wzniósł ciupagę do góry.
— Strasznyś! — rzekła Weronka.
— Ale sławny, władny i bogaty!
— Jak król — rzekła z pomimowolną pokorą.
— Jako król!
Wybielała spiska rówień na dole, słońce strzeliło za Tatrami, a na czarne szczyty i granie Gerlachowskiej Wysokiej wybiegło różowo złociste światło i zapłonęło na nich, na zrębach i w załomach błękitnych, jak wstęga kwiatów.
— Dziecko niech śpi — rzekł Janosik, odwracając poza się głowę ku jezioru. — Jemu tu dobrze. Tu spokój. Nie przyjdzie ku niemu nikt, nie mąci koło niego. Tu cicho. Turnie go ogrodziły, jak mury. Tak se leży, jako na zamku królewski syn. Bądź zdrowa, Weronko. Ja tu prosto dołu zlecę, za wolem i perciami i przez las.
— Dokądże idziesz?
— Mnie czeka wojna.