Przejdź do zawartości

Strona:Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Janosik król Tatr.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i zaćmił Janosika. Groza ich przejęła, trzęśli się i płakali — ale niemoc ich owładła. Zaklęcie głosu Janosikowego postawiło ich w miejscu. Aż gdy jęk usłyszeli w trzasku ogromnych krzów kosodrzewiny, w kurzawie ognia, który nagle buchnął płachtami czerwonemi, odwrócili się z krzykiem i popadali prawie na twarze, a potem zdjęci lękiem kość mrożącym biec poczęli przed siebie, z włosami spiętrzonemi do góry, jak capy oszalałe piorunem. Długo biegli, nim się uspokoili i nim, posiadłszy zdyszani daleko gdzieś w lasach przepastnych nieznanych, mówić mogli.
— Tak był powinien umrzeć — rzekł Gadeja. — Ja to pojąłem.
Klękli w ciemności gąszczu, wpośród czarnych smreków konarami obitych do ziemi i głazów leśnych i modlili się, jak umieli, aż Gadeja, najstarszy wiekiem, rzekł:
— Pójdźmy, chłopcy, do Polski. Co tu robić dłużej? Janosik zginął.
— Na zawsze.
— Skończył się.
— Amen.
Ruszyli przed się i prosto szli, nieba nad głowami szukając. Aż gdy w nocy z lasu się wydobyli i w obcej jakiejś stronie wolnem powietrzem odetchnęli i skały prostopadłe gwiazdami poiskrzone ujrzeli, w żałości, pamięci i uwielbieniu zawiedli:

Janosik, Janosik, twoje biłe ruce
budom otwiérały kupieckie truchlice,
kupieckie truchlice i kralewskie składy,
budzies se otwiérał Janosicku młady!

I szli wgórę bez chleba i wody, prąc się w skały mimo noc wyżej i wyżej, gnani okropną myślą, która bryzgała w ścianach zsuwistych, złomach ruchomych śmierć kołysających i zawisach urwanych, pod któremi gromadziła się czarna noc, chwytająca widne w świetle gwiazd stopy,